Autor: MC
Dojechaliśmy na dworzec. Oczywiście nie był to Diube. Dopadło nas zaraz stado taksówkarzy oferujących usługi. W końcu pojechaliśmy samochodem kombi z gruzińskim taksówkarzem, który okazał się przeuroczym staruszkiem. Zawiózł nas na Diube za 12 lari, ale i tak daliśmy mu 15, bo był uroczy i na dworcu zaoferował swoją pomoc w znalezieniu marszrutki. Okazało się żebyły ale już zapchane i musielibyśmy trzymać plecaki na kolanach więc dziadeczek znalazł nam taksówkę (też kombi dzięki Bogu), która za 50USD zgodziła się zawieźć nas do Kazbegi. Rewelacja!
Miły starszy pan, droga – Gruzińska Droga Wojenna – przepiękna, bardzo malownicza. Po drodze mijaliśmy ogromny sztuczny zbiornik wodny w kolorze turkusu, a przed sobą mieliśmy cały czas góry. Piękna Mateczka Gruzja, ech piękna.
Droga z Tibilisi do Kazbegi zajęła 2h 20 min. Długo. Nawet nie chce myśleć ile jechalibyśmy marszrutką, zwłaszcza że droga w pewnym momencie pięła się dość ostro pod górę i dziurawa była niemożebnie. Zatrzymaliśmy się na chwilę na odpoczynek koło pań sprzedających gruzińskie czapki – wielkie futrzane i mniejsze, szydełkowe. Obiecaliśmy że kupimy jak będziemy wracać. No i dojechaliśmy do Kazbegi. Nasz gruziński taksówkarz dał nam swój numer telefonu, gdybyśmy chcieli wracać z nim taksą. Powiedział, że może też znajdzie kogoś kto za 120-130USD pojedzie do Batumi.
W Kazbegi sprawdziliśmy hotel przy placu – 80 lari – zdecydowanie za drogo. Jeden obrotny kazbecki Gruzin zaproponował nam kwaterę za 20 lari z jedzeniem ale wzięliśmy za 15 bez jedzenia :) warunki OK, chociaż kran – zasada działanie – nieco zaskakująca.
Niestety nie udało nam się kupić gazu i wizja głodówki zaczęła przybierać realną postać. Na szczęście gospodarze ofiarowali nam „wynalazek czeczeńskich partyzantów”, który chwilowo uratował nam życie (żel palący się).