Autor: MC
Meteostancja – baza pod Kazbekiem
Szliśmy dziś przez lodowiec. Oprócz Rafała dla wszystkich to był debiut. Całkiem udany rzekłabym. Grześ po raz pierwszy szedł w rakach. Mnie się bardzo podobało, cały czas czekałam na szczeliny, zwłaszcza tę ze zdjęcia z Internetu. Tej nie znalazłam, ale dwie inne całkiem niezłe. Oczywiście obcykałam je na wszelkie możliwe sposoby. W tym czasie Marta z Rafałem czekali na nas poza lodowcem i tu się zaczął prawdziwy horror – hardcorowe tzw. mostki lodowe. Wyglądało to tragicznie i tragiczne okazało się niestety dla Marty, która poślizgnęła się na lodzie, co to go nie widać i przykryty jest brązowym syfem. Leżała twarzą do brązowego syfu i wszyscy byli przerażeni. Potem przechodziliśmy przez wąskie mostki, co było prawdziwym hardcorem. Trochę się bałam. Mania po przewrotce była w jeszcze gorszej sytuacji. Raf wziął Marty plecak i wszyscy szczęśliwie przeszliśmy, po prawie szczęśliwie, bo Raf się poślizgnął i wywalił, na szczęście nie w przepaść. Najgorsze w tym było to, że te wąskie przejścia miały czasami z obu stron wielkie dziury z lodowcową wodą w środku, więc gdybyśmy się tam poślizgnęli i wpadli to już mogiła.
Potem dość ostro i miękko pod górę do Meteo, która okazała się zamknięta, ale na zewnątrz zostały trzy, cztery butle z gazem i jeden palnik oraz reklamówka z jedzeniem, co Grzesia niezmiernie ucieszyło, gdyż od Kazbegi nękała go dziwna obsesja braku jedzenia.
Spotkaliśmy Bułgarów i doszli nasi Słowacy. Planujemy razem kolacjować no i rozpić tę żubrówkę, co ją tu wtachaliśmy.
A no! Mańka znalazła złoto przed lodowcem, wzięłam je do plecaka.
Teksty dnia:
Dialog, ja i Mania w namiocie, chłopaki na zewnątrz
MC: Grzesiu, co ty robisz?
GF: Otaczam.
Rozmowa o ciężkich warunkach wspinaczki:
RP: I wtedy to ci już wszystkie śruby koło chuja latają.