Autor MC:
15:00
Leżymy z Mańką w namiocie, leje grad, rozpętała się burza a chłopaków jeszcze nie ma z gór. Dzwonili krótkofalówką o 14.00, że będą schodzić z lodowca 45 minut. Zaczynamy się już o nich nieźle bać. Leje potwornie a pioruny trzaskają blisko, bardzo blisko. Nie mamy z nimi kontaktu bo wyczerpała się bateria od krótkofalówki. A w telefonach nie ma zasięgu.
Leje potwornie!
Chłopcy poszli dziś o 5 rano przyatakować Kazbek, około 9:20 dzwonili, że dojdą tylko do plateau i będą koło 13.00. Potem zadzwonili około 14:00 że za 45 minut schodzą z lodowca. Myślałyśmy że to znaczy że będą za 45 minut, ale minęła już godzina i 50 minut a ich nie ma. Teraz pogoda jest straszna. Leje nieprawdopodobnie.
My z Manią byłyśmy dzisiaj na wycieczce do kapliczki, która podobno jest na 4200 m n.p.m. Jesteśmy z siebie bardzo dumne. Weszłyśmy do kapliczki, która okazała się prawdziwą kapliczką z ołtarzem, starymi księgami zapisanymi w makaronach. Było bardzo miło.
Odkąd zeszłyśmy leżymy w namiocie, czytamy, śpimy, piszemy, martwimy się o chłopaków i GŁODUJEMY! Jesteśmy dziś tylko na jednym gorącym kubku. Ale czekamy na chłopaków. Zwłaszcza, że jeżeli nie weszli na Kazbek, to musimy zostać jeszcze jeden dzień a to oznacza że musimy oszczędzać jedzenie.
Na górze złapałyśmy zasięg i napisałyśmy esa, chciałam jeszcze do mamy ale nie chciał się wysłać, dostałam esa od Grześka z pracy i dzwonił do mnie niezidentyfikowany numer, ale zasięg zanikał więc się nie dogadaliśmy :) a już wiem, to od Grześka z pracy.
Właśnie się uspokoiła burza gradowa.
Noc
Tzw. masakra. Już wieczorem rozpętała się wścieła burza gradowa. Zasypało nam bok namiotu i musiałam go trzęsącymi się rękoma wybierać menażką. Kurwiłam pod nosem. We wish you a merry christmas. Ta piosenka najbardziej odpowiadała widokowi za oknem (za oknem namiotu oczywiście). Była to najbardziej wściekła burza jaką przeżyłam. Wiatr tak szarpał namiotem i tak zaciekle walił gradem, że nawet Posman przyznał mi rację, że burza jest wściekła. Noc była równie tragiczna gdyż całą noc potwornie wiało i albo lało albo sypało gradem. Niestety Raf leżał od strony wiatru i namiot kładł się na niego, w efekcie całą noc nie spał i się zmoczył dokumentnie. Nad ranem (lub rano) przesunęliśmy się w stronę Grześka i wszyscy spaliśmy na 3 karimatach przez co tak mnie bolały mięśnie że mało jaja nie zniosłam.